niedziela, 9 sierpnia 2009

Z widokiem na wyspy



64 km

Rano pozwalamy sobie na dłuższe spanie, w końcu jest niedziela. Miły klimat wywołuje u nas nieśpieszne nastroje. Pakujemy się i przed drogą idziemy jeszcze się wykąpać. Małe molo i w końcu głęboka woda! Można popływać :) Delektujemy się chwilą. Gdy mówię do W., że wychodzę, odzywa się siwa głowa w wodzie:
- Polacy?
- Tak – odpowiadam
- Znam wasz język ale jest bardzo trudny.
Hmmm ciekawe skąd szwedzka, starsza pani znała polski... można się tylko domyślać ;)
Kąpiel była miła ale mi jakiś maluśki skorupiak wszedł w pępek fuj!
Wyjeżdżając z łączki ucinam sobie jeszcze pogawędkę z miłym Kurdem, który zaznacza, ze jest z Kurdystanu a nie z Iranu. Mówi, że od wtorku ma się popsuć pogoda, jedzie w przeciwną stronę niż my, w stronę Fårö.

Wiejską drogą kierujemy się na Grötlingbo. Jesteśmy już na terenach, na których spotykamy więcej krów niż owiec. Gospodarstwa szwedzkie są bardzo uporządkowane, wszystko jest poukładane, oczywiście zdarzają się bałaganiarskie zagrody, ale w rzadkości. Coś co wzbudza mój podziw, to trawniki – w życiu nie widziałam na tak dużej przestrzeni, tak idealnie przystrzyżonych trawników. Przy domach mają pomalowane skrzynki – domki, koniki, kotki, ale czasami też się zdarzają jakieś kluski mało artystyczne.

Obieramy kierunek na Hoburgen na końcu cypla, ze wspaniałymi klifami. Widok nieziemski, ze wszystkich stron otacza nas morze. Na cyplu będziemy dziś spać, szkoda że się nie da na klifie (w zasadzie czemu się nie da?). Jedziemy drogą wzdłuż wybrzeża, przejeżdżamy obok muzeum kamieni. Czytamy, że Gotlandia była eksporterem kamieni i dostarczała piaskowce do Niemiec, cała Gotlandia jest zbudowana z tutejszego budulca.
Rozbijamy się nad brzegiem na polance ze średnim dostępem do morza. Aby się wykąpać musieliśmy przejść kawał drogi, w końcu znaleźliśmy dostęp do wody (tzn. że nie było tu tak dużo przygniłych glonów) ale w tym miejscu były glony… różowe. Nie wiem czy nie zacznę świecić w nocy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz