środa, 12 sierpnia 2009

Roma

W związku z tym, że mamy już przejechaną całą wyspę dzisiaj postanawiamy pojechać w głąb lądu – do Romy. W nocy szalał straszny wiatr. Zaczęło się ok. 22. Namiot nam fruwał w każdą stronę. Co chwila wychodziliśmy poprawiać naciągi. Na szczęście nie padało, bo inaczej całą sypialnię mielibyśmy mokrą. O spaniu nie było mowy – ja się kręciłam do 3, W. usnął trochę wcześniej.
Rano słonecznie i nie zapowiadało się na deszcz, dlatego zwinęliśmy namiot i pojechaliśmy przez Vibble, Stenkumla, Tråkumla i Vall do Romy. A tam zwiedziliśmy stary klasztor bodajże z XIII w. Obkupiliśmy się w pamiątki. Na drogę powrotną wybraliśmy już szybką szosę nr 140. Na horyzoncie pojawiły się ciemne chmury, więc jechaliśmy ile sił w nogach aby zdążyć przed deszczem. Do tego wiał bardzo silny wiatr, więc się ciężko jechało. W Visby trzymaliśmy się w MegaICE aby kupić wino, jednak jedyne jakie było w sklepie, to bezalkoholowe i jakieś marne niemieckie. W Szwecji jest bardzo duży problem z kupnem alkoholu, na całej Gotlandii jest tylko bardzo lekkie piwo. Wina nie widzieliśmy nigdzie. Dopiero w Nynenshamn spotkaliśmy sklep alkoholowy. Okazuje się, ze w Szwecji są prowadzone akcje mające na celu zmniejszenie spożycia alkoholu w kraju, jest bardzo duża liczba ludzi cierpiących na alkoholizm. Przejechaliśmy przez Visby i dotarliśmy do tego samego miejsca, co dzień wcześniej. Rozbiliśmy namiot jednak bliżej drzew, aby wiatr nie wiał tak mocno, gdy byliśmy zaraz nad brzegiem klifu.

Obserwacje:
- Nie widziałam tu ani jednej eleganckiej Szwedki. Wszystkie ubierają się w sportowym stylu.
- Jest dużo dzieci – rodzina z jednym dzieckiem, to rzadkość, dwójka jest często, trójka to standard, a czwórka zdarza się czasami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz