czwartek, 29 kwietnia 2010

Jura na rowerze

Niedzielny wypad na Jurę można zaliczyć do udanych. Nie dość, że słońce opaliło nosy, to jeszcze mocno popedałowaliśmy po wzniesieniach.

Trasę rozpoczęliśmy z punktu wypadowego pod Złotym Potokiem - parking dla samochodów przed Ostrężnikiem. Lekkie podpompowanie kół i w drogę, nasz cel - Sokole Góry. Na początku ruszamy w stronę wsi Krzyże, mijamy Bramę Twardowskiego i po paru metrach gubimy szlak. To mnie po raz kolejny utwierdza w przekonaniu, że szlaki na Jurze są oznaczone koszmarnie. Mam wrażenie, że nie ma w nich żadnej logicznej całości, na każdym niemal skrzyżowaniu zastanawiam się ile osób jednocześnie wyznaczało ten sam szlak, idąc w zupełnie innych kierunkach. W każdym razie, zbaczając ze szlaku w lesie już na samym początku robimy lekki podjazd i zjazd, później się wracamy, więc znowu jest podjazd i zjazd. W Krzyże wjeżdżamy na zielony szlak i jedziemy nim w stronę Sokolich Gór przez Zrębice. Trasa jest bardzo przyjemna - przez szosę i las. Parę razy musimy zbaczać ze ścieżki, ponieważ leśne dukty są nieprzejezdne. Tegoroczna zima przyczyniła się do tego, że w lesie jest masa połamanych drzew. Wygląda to przerażająco, widzieliśmy całe połacie powalonych sosen i połamanych konarów. Szlaki nie są niestety uprzątnięte, więc rowerem nie da się przejechać. W Górach mijamy spore grupy ludzi. Generalnie nie trzymamy się jednego szlaku, co chwila zmieniamy kolor. Wyjeżdżając z gór pokonujemy dość ostry podjazd, na którego szczycie roztacza się piękny widok na lasy Sokolich Gór, i nawet widać fragment Częstochowy. Kierujemy się drogą na Biskupiece, według naszego przewodnika to czarny szlak im. B. Rychlik. W Biskupicach odpust. Obwarzanki, balony i plastikowe kwiatki. Miejscowy kieruje nas (zwracając się do nas "panowie") na Zaborze. Za Zaborzem jest ładny podjazd - długi i męczący. Wynagrodzenie otrzymujemy w postaci Srogiej Skały - odpoczynek pod nią i punkt widokowy na niej wynagradza poniesiony wysiłek. W Suliszowicach mijamy ładne skałki i prosto szlakiem zielonym kierujemy się na Ostrężnik. Prawie 50 kilometrów po Jurze w wiosennym słońcu zaliczone :) Zdjęć brak - tym razem mogłam pokonywać zjazdy bez obaw, że za sekundę się przewrócę i przekoziołkuję z aparatem na plecach, zmiażdżę obiektyw a w efekcie zobaczę jego konstrukcję od środka.

sobota, 3 kwietnia 2010

Sezon rozpoczęty

Sezon rowerowy oficjalnie uważam za rozpoczęty. Dziś rower odkurzyłam z grubej warstwy kurzu i przypomniało mi się, że sprzęt ma kolor czarny a nie szary, jak sądziłam przez większość zimy.

Na pierwszy dzień sezonu wybraliśmy oczywiście pobliskie Łagiewniki, jako bazę wypadową. Bardzo przyjemnie jest mieć 3 km do lasu, nie trzeba się przebijać przez całe miasto aby dotrzeć do skrawka zalesienia - doceniam to. Ale do rzeczy:

Na początek zielony rowerowy szlak w Łagiewnikach od ul. Warszawskiej. Ten zielony szlak później wpada w niebieski, a później znów jest zielonym rowerowym. Generalnie trzeba się dostać na ul. Serwituty, przejechać wieś i stamtąd wjechać na górkę "beznazwy". Nie są to Moskule powszechnie znane, a inne wzniesienie w okolicy, z którego roztacza się piękny widok na pobliskie wsie (Klęk, Kiełminia, Dobra), widać lasy obok wsi Smardzew i Swędowa - tam docelowo chcieliśmy się kierować. Ze wzniesienia obraliśmy ścieżkę na wieś Dobra, przejechaliśmy przez drogę nr 71 i kierowaliśmy się na Swędów. Przecinając najpierw tory, przejechaliśmy pod autostradą A2, której na naszej mapie okolic Łodzi z bodajże z lat 70 nie ma [dobry znak, drogi się rozbudowują ;)]. W Swędowie kierowaliśmy się na las szczawiński. Przejechaliśmy las, w którym znajduje się Rezerwat Grądy nad Moszczenicą. Na początku dominują w nim drzewa liściaste ale później miło się jedzie wśród sosen. Wyjechaliśmy z lasu od strony południowej. Droga powrotna miała kierować ze Szczawina przez Glinnik, Smardzew i docelowo las Łagiewnicki ale źle skręciliśmy w Swędowie. Przejechaliśmy nieopatrznie szlak żółty, który prowadził właściwą drogą. Zostawiając szlak pojechaliśmy w stronę Czaplinka i Józefowa. Znaleźliśmy się w Klęku, stamtąd już blisko do górki "beznazwy" i ul. Serwitury w Łagiewnikach.

Łącznie 50 km, droga przyjemna leśno-wiejska. Jeszcze dziś było bardzo mało ludzi, więc jechało się tym bardziej miło. Nad głowami śpiewały nam tylko skowronki :)