piątek, 3 września 2010

Runde




82 km

W nocy jest mi okropnie zimno, okropnie!! Może to kwestia tego, iż mamy namiot zaraz przy wodzie... jeśli po powrocie nie będę mieć zapalenia płuc będzie dobrze ;)
Dziś postanawiamy zostawić sakwy na polu i wyruszyć na lekką wycieczkę na wyspę Runde w poszukiwaniu maskonurów. Na początek dnia robimy małą przepierkę i wieszamy pranie na suszarce, którą bierzemy z kuchni. Na suszarce jest napisane "możesz pożyczyć ale pamiętaj aby później oddać". ok o oddaniu będziemy pamiętać. Po przepierce i zapakowaniu jedynie najpotrzebniejszych rzeczy (okazuje się, że zapominam pompki ale mam nadzieję, że nie będzie nam potrzebna) ruszamy do Alesund.
Z pola namiotowego do centrum jest około 15 km. Jedziemy najpierw kawałek drogą ekspresową a następnie wjeżdżamy w mniejsze uliczki. Kręcimy się po centrum, jeździmy między kamienicami, po nadmorskim deptaku i obserwujemy ludzi. Alesund zostało wybrane przez Norwegów najładniejszym miastem w ich kraju. W XIX w. praktycznie całe spłonęło, po latach odbudowano je zachowując pierwotną architekturę. W samym centrum można oglądać ładne i zadbane kamienice stylem przypominające średniowieczne domki z baśni. Poza centrum Alesund to zwykłe miasto, z zabudową szeregową i blokami (tak, wieżowce też są).






Po krótkiej wycieczce miastowej łapiemy tzw. "express boat" - to szybki prom do przewozu jedynie ludzi, cena dużo wyższa niż przy promach samochodowych. W wygodnych fotelach płyniemy do Hareid zajadając sałatę i bułki z serem topionym. Po 25 minutach jesteśmy na miejscu i znowu będziemy piąć się w górę. Przed nami roztacza się zupełnie inny krajobraz - lekkie pagórki i wrzosowiska. Przejeżdżamy przez małe mieścinki zlokalizowane u podnóży górek - miasteczko, wjazd na górę, zjazd do miasteczka, wjazd na górę, zjazd do miasteczka i tak cały czas ;) Przejeżdżamy przez dwa tunele i dość stromy most.



Zdecydowanie źle rozplanowaliśmy wycieczkę - nie wiem czemu ale myśleliśmy, że dotarcie do siedziby maskonurów zajmie nam mniej czasu. W efekcie nie docieramy wcale do Runde. Jakieś 15km przed wyspą jemy obiad na wrzosowiskach, ja moczę buta próbując zrobić zdjęcie (w rezultacie jestem zła, bo głodna i z mokrym butem) i podejmujemy decyzję o powrocie. Jest już późno a przed nami jeszcze wiele kilometrów powrotnych. Droga do Hareid przebiega dość sprawnie, do przystani promowej docieramy po 20.00. Niestety na prom musimy czekać ponad godzinę. Na początku siedzimy na ławce przy wodzie ale po zachodzie słońca chowamy się do poczekalni, w której wieczór spędza okoliczna młodzież.

Do Alesund przypływamy koło 22.00, przez miasto jedziemy ile sił w nogach, bo jest zimno i głodno. Na ulicach pusto, jedynie w parku słyszymy młodych ludzi - palą marychę, bo śmierdzi od nich na kilometr ;) Zastanawiam się czy ludzie bawią się w centrum, w końcu dziś jest piątek... przejeżdżamy obok klubu - na zewnątrz stoi dwóch chłopaków, w środku dwie dziewczyny wyginają się na parkiecie. Tłumów nie ma, no ale w końcu gdzie mają być te tłumy skoro cała Norwegia ma tylko 4,5 mln mieszkańców. Na pole docieramy już w całkowitych ciemnościach, mam nadzieję, że nie budzimy zbyt wiele osób, szeleszczącym przygotowywaniem zupki chińskiej. Do spania ubieramy się we wszystko co mamy pod ręką... jest zimno!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz