poniedziałek, 30 sierpnia 2010
Romsdal
43km rowerowo, ok. 400km pociągowo
Wstajemy o 4:00, pociąg mamy za 1,5 godz., dlatego nie ociągamy się i sprawnie wszystko pakujemy. Na szczęście nie pada. Mokry po całonocnym deszczu namiot będziemy suszyć, jak wyjdzie słońce. W ciemnościach jedziemy na stację. Dojeżdżamy na tyle wcześniej, że mamy jeszcze 20 minut do odjazdu pociągu. Przyjechał - rowery pakujemy do przedziału bagażowego. Do Oslo jedziemy 2 godziny w przedziale tzw.'strefy ciszy' - telefony należy wyłączyć, okna przysłonić zasłonką i to co wypada dalej zrobić, to iść spać... co też wszyscy czynią. Pociąg według rozkładu ma do Oslo przyjechać o 7:32 i o tej właśnie godzinie wysiadamy na jakimś peronie, który nie reprezentuje raczej dużego dworca kolejowego, wpadamy do przedziału z rowerami i właśnie w tej chwili drzwi się zamykają i pociąg rusza dalej. Przed oczami mam czarną wizję - przejedziemy 30 kilometrów a następna stacja, na której zatrzyma się pociąg, nie będzie dla nas stacją przesiadkową i nie uda nam się wsiąść do pociągu do Dombas. Na szczęście jedziemy tylko jakieś 1,5km ale w dalszym ciągu nie wiemy czy zatrzymuje się tu nasz następny pociąg. Mamy 30min na domniemaną przesiadkę. W. leci do informacji, ja zostaję z rowerami. Po 15min, W. wraca i mówi, że niczego się nie dowiedział i uważa, iż musimy się wrócić na tamtą stację... o zgrozo! Zaczęłam panikować. Idziemy z rowerami do budynku zasięgnąć informacji. Ludzi tłum, na szczęście z punktu informacyjnego wychodzi jakaś pani, udaje nam się ją złapać i wypytać o pociąg. Spokojnie nam tłumaczy, że nasz pociąg stoi na 16 peronie. Szybko lecimy na 16 peron, ja dalej panikuję, że nie zdążymy. Wpadamy do pociągu 3min przed odjazdem, nie jest źle... już nie trzeba panikować ;) Rowery mocujemy na wieszakach rowerowych, zostawiamy bagaże i idziemy zająć swoje miejsca. Szukając miejsc przechodzimy przez tzw. 'strefę rodzinną' - przedział z kanapami, klockami i tv... zadziwiające. Pociąg jest przytulny i bardzo komfortowy, 5 godzin podróży mija bardzo szybko.
Wysiadamy w Dombas, gdzie po szybkiej przesiadce (tu już nie musimy szukać pociągu, bo stacja ma tylko jeden peron) jedziemy do Bjorli. W Bjorli witają nas góry i piękne słońce. Na stacji rozkładamy wszystkie nasze klamoty, suszymy namiot i jemy obiad (w zasadzie śniadanie), po krótkim relaksie jesteśmy gotowi do drogi. Rozpoczynamy wycieczkę kupując w sklepie z trawą na dachu zapas wody mineralnej (butelka wody to 15zł... zadziwiające).
Jedziemy drogą nr 136, która prowadzi przez środek pięknej doliny Romsdal z rzeką Rauma. Jesteśmy w regionie More og Romsdal, po którym będziemy jeździć przez najbliższe 2 tygodnie. Na początek 12km zjazd. Kurtki, czapki i rękawiczki chronią nas przed zimnym wiatrem. Droga jest cudna - otaczają nas góry, im dalej wjeżdżamy w dolinę tym ściany skalne mamy prawie na wyciągnięcie ręki. To chyba najpiękniejsze miejsce, jakie kiedykolwiek widziałam. Widok z Morskiego Oka na Mięgusze pomnożony razy 30! Jadę i nie mogę się napatrzeć, więc albo zaraz mi się urwie głowa od tego ciągłego oglądania się, albo rozwalę sobie nos spadając z roweru. Mijamy szczyty z których najwyższy ma 1999 m. n.p.m. Zaczyna kropić deszcz, chmury nie napawają optymizmem. W związku z tym, że robi się późno i mokro zaczynamy szukać noclegu. Widzimy w zasadzie zjazd na pole namiotowe ale nasza dusza podróżnicza nie pozwala wjechać na pole, wolimy spać gdzieś w krzakach ;) Znajdujemy wspaniałe miejsce na małej łączce pod skałą. Namiot rozkładamy w deszczu, czynność ta okazuje się totalną porażką, bo namiot po rozłożeniu jest generalnie cały mokry. Pada... będzie padać przez dłuższy czas.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz