środa, 17 lutego 2010

Nie ma mnie tu, jestem tam - Barcelona

W związku z tym, że za oknem ciągła zima, mimo tego, że szukam w niej pozytywnych aspektów - już mi się strasznie tęskni do słońca, zieleni, ćwierkających ptaków i innych czynników powodujących przypływ myśli "tak, to już wiosna!", więc odgrzebuję zeszłoroczny wyjazd do Barcelony.

Nie będę ukrywać, że w Barcelonie się zakochałam. To jest miasto, w którym mogłabym zamieszkać. Uwielbiłam ten miejski zgiełk, zapach smażonej oliwy na ulicy, małe bary tapas, sałatki na trawie, czerwone wino na plaży, wąskie uliczki na Barri Gotic, złowrogą dzielnicę Raval i wpływający do ucha hiszpański. Oczywiście absolutnie nie wyobrażam sobie zalanej betonem Barcelony latem w upałach i prażącym słońcu - wówczas nie chciałabym tam mieszkać ;)


Genialny Mercado de San Jose, gdzie można kupić najwspanialsze rzeczy pod słońcem - owoce, warzywa, sery, mięsa, pyszne (dla W., dla mnie nie) chorizo i owoce morza w każdej postaci.










Barri Gotic - Osobiście ładniejszego starego miasta w życiu nie widziałam :)






Bary tapas - najlepsze są te małe i na uboczu. Atmosfera w takim barze przewyższa najznakomitsze lokale. Jedzenie smakowite pod każdą postacią, nawet zwykła bagietka z pomidorami i oliwą z oliwek smakuje cudnie. Obowiązkowo tortilla - to nie żaden tam placek zawijany z fasolą i czymś tam jeszcze, tortilla musi być smażona z jajkiem i ziemniakami. O jedzeniu hiszpańskim mogłabym pisać całymi godzinami ale będzie krótko - jadąc do Barcelony trzeba wejść do kilku małych barów tapas, zjeść parę smakołyków, zanurzyć się w atmosferze i dopiero wówczas poczuje się klimat miasta :)


Wielka architektura w Barcelonie jest i owszem, wystarczy wspomnieć Gaudiego ale to jest dla mnie też okazała znakomitość - Hospital Sant Pau (wpisany na listę UNESCO)


Widok z Parku del Guinardo


Parc del Guinardo - warto się tam wybrać, bo park jest poza centrum, idąc można obserwować codzienne życie Katalończyków. A z parku rzut kamieniem do Parc Guell.


Różowy domek projektu Gaudiego, w środku jest muzeum, mało imponujące i przyciągające swym wnętrzem, bo na tę chwilę niewiele z niego pamiętam.


Te domki bardziej mi przypadły do gustu :)


A ławka jeszcze bardziej.




Turyści, turyści, turyści... uciekamy.


Skutery - symbol Barcelony, są wszędzie, jeżdżą szybko i głośno. Dźwięk przyśpieszającego skutera będzie mi się zawsze kojarzyć z tym miastem. O szybkości i dowodzie na to, że Katalończycy w gorącej wodzie kąpani może świadczyć fakt, że skuter nie rusza gdy zapali mu się zielone światło, on staruje jak tylko zobaczy, że zgasło zielone światło dla pieszych. Biada tym przechodniom, co przechodzą na czerwonym świetle!




Zamawiam mieszkanie na drugim piętrze! Passeig de Gracia


Tak, zdecydowanie mogłabym tam mieszkać. Avinguda de la Reina Maria Cristina




Muzeum Gaudiego - obowiązkowo





Flamenco - jeszcze bardziej obowiązkowo.


Sagrada Famila


Parc de la Ciutadella



A na koniec Rambla

Ulice Barcelony, to też muzyka, na każdym kroku grajkowie uliczni.

Z informacji praktycznych polecamy hostel Sant Jordi niedaleko Sagrada Famila. Znakomity klimat, ceny przystępne i sympatyczna obsługa :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz